Ostatni mecz Polaków z San Marino, to już historia. Chciałabym jednak na moment do niego wrócić. Pewnie napiszę coś, co i tak już wszyscy wiedzą.
Spotkanie zakończyło się wynikiem 5:1. Gdyby na przeciwko stał rywal grający nieco lepiej, brawom nie byłoby końca. Mecze z San Marino mają to do siebie, że je trzeba po prostu wygrać. Nie chodzi mi o wygraną np. 3:0 czy 2:1, bo taka nie przyniesie chwały nikomu. Najlepiej żeby było 7:0, bo strata bramki w takim meczu, to nietakt. Polacy strzelili 5 bramek, czyli nie najgorzej. Fakt faktem, że tych pięciu, nikt pamiętać nie będzie. Wielkim echem odbiła się ta jedna, nie nasza. W moim mniemaniu, Polacy prowadzili mecz, a nie od dziś wiemy, że nie umiemy wykorzystywać sytuacji. Mam nadzieję, że to się zmieni, bo widok przeciwnika sam na sam z bramkarzem, przyprawia kibiców o zawał.
Ps: Kilka słów w stronę 'mało inteligentnych kibiców/kiboli'. Gwizdanie na hymnie przeciwnika, to objaw głupoty. Niezależnie, z kim gramy. (Echem szły gwizdy bodajże na meczu z Czarnogórą.)
| natemat.pl |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz